Odkąd jako siedmiolatka przeczytałam Dzieci z Bullerbyn, pokochałam Szwecję i postanowiłam ją odwiedzić. W wieku dwudziestu sześciu lat stwierdziłam, że to już najwyższa pora i nie mogę tego odkładać w nieskończoność.
W końcu udało mi się umówić z przyjaciółką (nauczycielką szwedzkiego - nie mogłam wybrać lepszej towarzyszki podróży!) i kupić bilety do Sztokholmu. Na początek do stolicy.
W poszukiwaniu noclegu również udałyśmy się na couchsurfing.org. Wśród kilku ofert gościny, które otrzymałyśmy, jedna wydała się naprawdę wiarygodna i interesująca. Po pierwsze, osoba wydała się normalna (to w dzisiejszym świecie ogromny komplement!), po drugie, zaprosiła nas do swojego domu na wysepce Vaxholm, co brzmiało świetnie.
A w rzeczywistości okazało się być po prostu bajeczne.
Jedynie dojazd z lotniska był usypiający - Skavsta położona jest naprawdę daleko od miasta.
Nasz host zajmował się reżyserią i produkcją serii filmów podróżniczo-historycznych dla dzieci, co dla mnie było niesamowicie interesujące. Ponadto, obiecał zabrać nas następnym razem do wioski, która była pierwowzorem literackiego Bullerbyn!! :) I to jakąś najbardziej rajdową trasą (ponieważ z rozmowy zapamiętał, że lubię sporty motorowe)! Spałyśmy w pokoju jego córeczki, wśród jej licznych maskotek, z widokiem na port. Zawsze myślałam, że dziecięca część mojej osobowości dawno już zanikła, ale pobyt w Sztokholmie uświadomił mi, że absolutnie byłam w błędzie :)
Ale ukoronowaniem całego pobytu tam była kolacja pożegnalna, na którą moja przyjaciółka niemalże wymusiła przyrządzenie tradycyjnego, szwedzkiego, marynowanego, podawanego tylko w sierpniu, niewyobrażalnie śmierdzącego śledzia o wdzięcznej nazwie Surströmming. Serwuje się go w postaci “rybnego kebabu” - w chlebie typu pita, umieszczając go wewnątrz razem z posiekaną cebulą, gotowanymi ziemniakami, pomidorami, śmietaną, pastą maślano-cynamonową (pycha!!) i kilkoma innymi dodatkami. Po pierwszym kęsie zgodnie stwierdziliśmy, że warto było spróbować, ale reszta idzie do kosza :) Spałaszowaliśmy wszystko, co zostało, razem z przygotowanymi przez naszego zapobiegliwego hosta mięsnymi kuleczkami (które Polacy tradycyjnie jadają w Ikei).
Mieszkanie naszego hosta pewnie jeszcze długo potem niemiłosiernie śmierdziało rybą. Kochamy go za to po dziś dzień.
Do Sztokholmu wracamy niebawem. Jeszcze nie wiem, kiedy dokładnie, ale wracamy :)
Dlaczego Woda jest w Rzymie za darmo? Opis cyklu znajduje się tutaj, a wyjaśnienie nazwy tu.
Do Sztokholmu wracamy niebawem. Jeszcze nie wiem, kiedy dokładnie, ale wracamy :)
Dlaczego Woda jest w Rzymie za darmo? Opis cyklu znajduje się tutaj, a wyjaśnienie nazwy tu.
Komentarze
Prześlij komentarz