Moja ukochana Italia nieustannie mnie zaskakuje. Najbardziej doceniam drobne niespodzianki dnia codziennego. Zaskakuje mnie coraz to intensywniejszymi aromatami świeżo zaparzonej kawy (zaczynam mieć nos wyczulony jak pies policyjny), coraz to piękniejszymi konstelacjami bąbelków w prosecco, czy choćby coraz to mocniejszymi promieniami słońca. To szczegóły, które zamieniają szarą codzienność w poezję. Ale czasami ta włoska "poezja" zawiera rażące, stylistyczne błędy.
Po kilku sezonach na mojej ukochanej Sardynii przyszło mi pracować na większej z włoskich wysp, Sycylii, cieszącej się ogromną sławą i uznaniem na całym świecie. Byłam ciekawa, jak jej popularność ma się do rzeczywistości. I czy jakiekolwiek miejsce na świecie jest w stanie pobić oszałamiające wrażenie, jakie zrobiła na mnie Sardynia.
Dawno, dawno temu wpadł mi w ręce wywiad ze sławną aktorką... Nie pamiętam, kto to był, niestety. Powiedziała ona, że wierzy, iż różne osoby zsyłane są nam na pewne etapy naszego życia. Bardzo mnie to oburzyło. Niedawno uświadomiłam sobie, że ja właśnie tak żyję. I bardzo mi z tym dobrze.
O pozytywach poznawania nowych miejsc mogłabym pisać bez końca. Są jednak sytuacje, które ciążą bardziej, niż wielka walizka, kiedy jest się daleko od rodziny.