Przejdź do głównej zawartości

Woda jest w Rzymie za darmo - Paryż, epizod 2

Tym razem nie zabieraj wygodnych ciuchów, tylko ładne - poradziła mojej przyjaciółce mama. Celna uwaga, Paryż zobowiązuje. Tak też zrobiłyśmy. Tam trzeba być chic, jak krzyczą modne ostatnio w Polsce poradniki.


Kabaret zaczął się już w na lotnisku (ale nie Moulin Rouge, bynajmniej). Z grupy Polaków, którzy wysiedli z samolotu, to właśnie do nas podszedł młody chłopak z pytaniem: - Jesteście z Polski? - Nnnoo tak. - Bo ja właśnie wróciłem stamtąd - powiedział po angielsku - i pewnie prędko tam nie wrócę, a zostało mi sporo pieniędzy, pomyślałem, że może chcecie? 




Zdziwiona, spytałam: - Chcesz, żeby wymienić Ci na euro? - Nie nie, proszę, mi już nie są potrzebne - powiedział i wrzucił mi do ręki górę grosza. To znaczy, zapełnił mi garść monetami. W sumie było tego z 10 zł. Zaczęłam się śmiać. Coraz głośniej. Ola patrzyła na mnie, równie rozbawiona, a ludzie wokół nie bardzo rozumieli, co nas tak bawi. Aż w końcu, gdy ze śmiechu zaczęły cieknąć mi łzy, powiedziałam - A w Kazimierzu mówili, że wyglądamy na bogate! 

Po chwili podszedł do nas (znowu do nas!) pan, troszkę cicho-ciemny, pytając, czy szukamy taksówki do miasta. Taniej, niż shuttle bus, bo jeszcze trzy osoby są chętne. Pan był Polakiem, więc po chwili szepczącej dyskusji zdecydowalyśmy jechać. Jak nas wywiozą, to przynajmniej nie będziemy same - zdecydowałyśmy.

Pan jednak zawiózł nas bezpiecznie do centrum i obiecał zabrać nas też w dniu powrotu. Wygodnie. I sympatycznie. 

Z noclegiem także nam się poszczęściło. Znalazłam nam hosta, który mieszkał w przepięknej biznesowej dzielnicy La Défense, na 14 piętrze wieżowca z widokiem na plac. Widok z balkonu naprawdę zapierał dech w piersiach. Nasze warszawskie korpozagłębie na Domaniewskiej to pikuś przy La Défense. Samo przebywanie w tym miejscu było relaksem w najczystszej postaci.




Imię - powiedziała do mnie baristka w Starbucksie. Nasz host wcześnie wychodził do pracy, a my nie chciałyśmy robić mu problemu, więc pierwszą kawę postanowiłyśmy wypić już na mieście. Myślałyśmy o jakiejś uroczej kawiarni na Champs-Élysées, ale po wyjściu z wieżowca uderzył nas mocny zapach kawy i poprowadził aż do Starbucksa. Nie mogłyśmy przejść obok niego obojętnie. - Agnieszka - odrzekłam. - SPYTAŁAM, JAK MASZ NA IMIĘ  - powtórzyła po angielsku, wolniej i wyraźniej, z szerokim uśmiechem. - Eeee Maria... niech będzie Maria.

Następnego dnia w Starbucksie obsługiwał pan. - Agnieszka - zaryzykowałam. - Haaa - uśmiechnął się, wyczuwając wyzwanie. Przy e spojrzał na mnie, czekając na podpowiedź. Dał radę! Co prawda, z Agnieszki i Olgi powstała Agniaszka i Raula, ale przynajmniej walczył :)




Postanowiłyśmy odwiedzić Luwr. Idąc w stronę wejścia i szukając kasy, zaczepiła nas młoda para, wychodząca z muzeum. Idziecie do kasy? Możemy oddać wam nasze bilety, są ważne do końca dnia - powiedzieli. 

Przez chwilę szukałyśmy ukrytej kamery. Po chwili wybuchnęłyśmy głośnym śmiechem. Jak nie drobne na lotnisku, to bilety w tłumie turystów... Niewątpliwie wyróżniałyśmy się z tłumu. Ale daleko nam było do bycia chic. Musiałyśmy wyglądać raczej na biedne :)




Ostatniego wieczora przesadziliśmy z kolacją, bo śniło mi się, że odpadłam z programu Rolnik szuka żony. Pragnąc zachować twarz, powiedziałam, że cieszę się w sumie, bo między nami od początku nie zaiskrzyło. Obiecałam sobie nie jeść już nigdy na noc tak obfitej kolacji, nawet u hosta na La Défense.



PS. Zdjęcia (w tym selfie z wieżą Eiffla podejście numer milion, na którym widać moje niewspółpracujące włosy, oraz atak na Mona Lisę): Olga I.

Dlaczego Woda jest w Rzymie za darmo? Opis cyklu znajduje się tutaj, a wyjaśnienie nazwy tu.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

15 października

 popłynął czerwony ocean a może to wypłynęło moje pęknięte już na zawsze serce? * * * był tak boleśnie nieruchomy ten maleńki wielki człowiek na szarym ekranie monitora tak rozpaczliwie szukałam najdelikatniejszego muśnięcia palcem najsłabszego uderzenia mikroskopijnego serca która jeszcze niedawno biło tak radośnie i tak wielką pozostawił  pustkę w moim brzuchu sercu i życiu

Potrzebuję Cię... na chwilę

Dawno, dawno temu wpadł mi w ręce wywiad ze sławną aktorką... Nie pamiętam, kto to był, niestety. Powiedziała ona, że wierzy, iż różne osoby zsyłane są nam na pewne etapy naszego życia. Bardzo mnie to oburzyło. Niedawno uświadomiłam sobie, że ja właśnie tak żyję. I bardzo mi z tym dobrze.

Ciemna strona podróżowania

O pozytywach poznawania nowych miejsc mogłabym pisać bez końca.  Są jednak sytuacje, które ciążą bardziej, niż wielka walizka, kiedy jest się daleko od rodziny.