Przejdź do głównej zawartości

W Rzymie woda jest za darmo - Bruksela, epizod 1

Moja Siostra miała wpaść do Polski na urlop, ja wciąż nie miałam wyznaczonego ponownego terminu operacji. Postanowiłyśmy wykorzystać ten czas na pielęgnowanie więzi rodzinnych i zabrałyśmy młodszego Brata w krótką podróż, taki “przesunięty weekend”. Nie chciałam jednak nadwerężać mocno osłabionego budżetu - postanowiłam wybrać destynację, sugerując się jedynie ceną biletu.

Wypadło na Brukselę. Bilety w dwie strony wyniosły nas 80 zł za osobę. Taniej, niż Polski Bus do Krakowa :)

Miasto może nie należało do najtańszych, ale jak się powiedziało A… Znajdę nocleg na Cs - pomyślałam, nie dopuszczając do siebie myśli, że znalezienie noclegu na już dla trzech osób graniczy z cudem.

A że wszystko u nas dzieje się w biegu, nie zdążyłyśmy z Siostrą odwiedzić przed wyjazdem kantoru. Zdecydowałyśmy wypłacić pieniądze na miejscu.

Nie przewidziałyśmy jednak, że nie każdy bankomat zechce przyjąć nasze karty.


Poniedziałek rano zaczęliśmy od śniadania na lotnisku Charleroi, bo tylko na to nas pozwalała nam resztka eurasów w portfelu. Na kosmicznie drogi shuttle bus już nie. A bankomat na lotnisku zdecydowanie wypluwał nasze karty.

No nic, najwyżej złapiemy stopa - powiedziałam. Szkoda tylko, że tu wyjeżdża się wprost na autostradę - powiedział mój Brat. Nie miałam kontrargumentu.

Obserwowaliśmy ludzi wokół w nadziei, że ktoś będzie wybierał się do Brukseli większym transportem. Naszą uwagę przykuła grupa muzyków, wyraźnie czekających na transfer. Już-już miałam prosić ich o przysługę, bo musieliśmy jakoś bezgotówkowo wydostać się z tego niewyobrażalnie oddalonego od miasta lotniska, gdy zauważyłam stojącą przed arrivals, niepozorną, przyjaźnie wyglądającą dziewczynę z kartką.




Przepraszam… nie macie może trzech wolnych miejsc w autokarze? Nie możemy wypłacić gotówki i kupić biletów na shuttle bus… - zagaiłam. Po dwóch minutach i kilku wykonanych telefonach, dziewczyna odwróciła się do mnie i z pięknym (Boże, naprawdę cudownym!) uśmiechem powiedziała, że szef nie widzi problemu i możemy pojechać z nimi do samego centrum. Cud!! Okazała się być młodą Węgierką mieszkającą na stałe w Rumunii, w Transylwanii. Po drodze podała nam jeszcze kilka przydatnych informacji, numerów, dat, cen, adresów i mapy Brukseli oraz ścisłego centrum. Anioł.

Ostatnio widziałam na fejsbuku, że była na stażu w USA. I wyglądała jeszcze piękniej, niż w Brukseli. I jest chyba najlepszym przykładem tego, że dobroć widać na twarzy. Jak w bajkach: ten, kto jest dobry, jest piękny.

Ale nasz problem z kartami nie skończył się… kolejny bankomat w centrum również odmówił współpracy. 

Jeden dzień spędziliśmy na darmowym zwiedzaniu Parlamentu Europejskiego i Parlamentarium. A było co zwiedzać! Mnie osobiście drażniło tylko przesłanie płynące ze słuchawek po naciśnięciu każdego kolejnego odnośnika (tylko ujęte różnymi słowami), które można streścić do jednego, krótkiego zdania: na początku był chaos, potem stworzono Parlament Europejski i od tej chwili na świecie zapanował spokój, ład i porządek. 




Poszczęściło nam się bardzo z noclegiem. Na moje nierealne ogłoszenie na couchsurfingu odpowiedział mieszkający chwilowo w Brukseli chłopak z Peru, który zazwyczaj pracuje w Portugalii jako instruktor surfingu. Był przesympatyczny, przemiły i przeserdeczny. Chcąc okazać wdzięczność za własny kąt na poddaszu i za pyszną yerba mate, którą nam przyrządzał, postanowiliśmy zrobić mu kolację… Jednak karty znowu nie chciały zaprzyjaźnić się z bankomatami - wciąż nie udało nam się wypłacić gotówki ani zapłacić kartą. Mieliśmy w kieszeni ostatnie 1,25 euro, a przed sobą wieczór, następny dzień, noc i rankiem lot powrotny.

Wtedy przypomniałam sobie, jak niezastąpiona jest pasta al bianco

W supermarkecie udało mi się wygrzebać ostatni na dolnej półce makaron za 65 centów i serek topiony za 60. I tym sposobem zrobiłam wyborną kolację dla czterech osób. Nasz kolega z Peru zjadł z apetytem (a przynajmniej dobrze udawał). Postanowiliśmy pójść spać, nie myśląc o pustce w portfelu. 

Zawsze mogliśmy iść do Parlamentu i powiedzieć, że zostaliśmy zaproszeni do Premiera na obiad, jako delegacja z Polski ;)

Rankiem wyruszyliśmy w miasto. Jestem głodny...  - powiedział mój brat. - Chodźmy pobuszować w śmietnikach :D 

Jednak chwilę potem zdarzył się cud :) Kolejny, brukselski cud. Jeden z bankomatów (a próbowaliśmy w każdym po kolei) posłuchał karty mojej siostry i wypluł jej pieniądze :) Nie musieliśmy liczyć na litość w drodze powrotnej! :D Udało nam się nawet znaleźć euro couch shuttle, czyli tańszy odpowiednik shuttle busa (10 zamiast 17 euro za osobę). Poczułyśmy się z Siostrą jak królowe promocji!! Wybraliśmy się na lotnisko ostatnim wieczornym kursem, żeby nie spóźnić się na poranny samolot. Wizja spania na lotniskowych krzesłach (lub tym bardziej na moich kolanach) nie napawała Młodego optymizmem. 

Spędziliśmy noc na lotnisku: Brat i Siostra - rozmawiając z poznanymi przypadkiem Polką i Słowenką, które również czekały na poranny samolot, a ja... śpiąc Młodemu na kolanach :)

Dlaczego Woda jest w Rzymie za darmo? Opis cyklu znajduje się tutaj, a wyjaśnienie nazwy tu.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

15 października

 popłynął czerwony ocean a może to wypłynęło moje pęknięte już na zawsze serce? * * * był tak boleśnie nieruchomy ten maleńki wielki człowiek na szarym ekranie monitora tak rozpaczliwie szukałam najdelikatniejszego muśnięcia palcem najsłabszego uderzenia mikroskopijnego serca która jeszcze niedawno biło tak radośnie i tak wielką pozostawił  pustkę w moim brzuchu sercu i życiu

Potrzebuję Cię... na chwilę

Dawno, dawno temu wpadł mi w ręce wywiad ze sławną aktorką... Nie pamiętam, kto to był, niestety. Powiedziała ona, że wierzy, iż różne osoby zsyłane są nam na pewne etapy naszego życia. Bardzo mnie to oburzyło. Niedawno uświadomiłam sobie, że ja właśnie tak żyję. I bardzo mi z tym dobrze.

Ciemna strona podróżowania

O pozytywach poznawania nowych miejsc mogłabym pisać bez końca.  Są jednak sytuacje, które ciążą bardziej, niż wielka walizka, kiedy jest się daleko od rodziny.