Przejdź do głównej zawartości

Ciemna strona podróżowania

O pozytywach poznawania nowych miejsc mogłabym pisać bez końca. 

Są jednak sytuacje, które ciążą bardziej, niż wielka walizka, kiedy jest się daleko od rodziny.

Najtrudniej jest, kiedy tracimy kogoś bliskiego. To obiektywnie jedna z najtrudniejszych sytuacji, jakie w ogóle mogą nas w życiu spotkać, ale wydaje mi się, że ból doskwiera proporcjonalnie do dzielących nas kilometrów.



Kiedy wyjeżdżamy, realizując swoje zobowiązania, plany bądź marzenia, jednocześnie zostawiając w kraju kogoś z rodziny, kto cierpi, komu nie możemy pomóc (nawet, jeśli będąc blisko także nie moglibyśmy mu w żaden sposób ulżyć), dotykają na potworne wyrzuty sumienia. 

Kiedy zajmujemy się swoimi sprawami, codziennymi obowiązkami daleko od kogoś, kto walczy z chorobą, dopada nas koszmarne poczucie winy. 

Kiedy nie możemy towarzyszyć mu w ostatnich chwilach życia, próbujemy sobie za wszelką cenę wmówić, że jeszcze jest nadzieja na poprawę, nawet, gdy lekarze i intuicja mówią coś innego. 

Kiedy nie możemy być obecni ciałem podczas jego ostatniej ziemskiej drogi, z całych sił próbujemy zająć się tym, co akurat przyszło nam robić, ze ściśniętym gardłem i sercem.

Potem musimy wrócić do swoich zajęć. Uśmiechamy się, bawimy. Cieszymy życiem. Ale jeszcze przez długi czas z żołądkiem wykręconym na lewą stronę. Raz po raz tylko wymyka się ból w postaci słonej kropli. Ale najczęściej, gdy nikt nie widzi.




Zdarzyło mi się znaleźć w tej sytuacji dwa razy. Dodam: na szczęście tylko dwa. Dziękuję Bogu za osoby, które były akurat przy mnie - pozornie przypadkowe ale jestem przekonana, że znalazłam się w ich towarzystwie, ponieważ każda z nich na swój wyjątkowy sposób pomogła mi przeżyć ten trudny moment. Każda z nich była dla mnie oparciem, może nawet o tym nie wiedząc. Każda z nich była ucieleśnieniem mojego niezawodnego Anioła Stróża, który wciąż pomyka za mną, gdziekolwiek nie zamarzy mi się pofrunąć. 




- Smutne te pożegnania - powiedział ostatnio mój przyjaciel, zostawiając mnie na lotnisku.  

W moim odczuciu pożegnania nie są smutne. Zawsze niosą ze sobą nadzieję na ponowne spotkanie. 

Smutno jest natomiast, kiedy szansy na spotkanie na tym świecie już nie ma. Nawet, jeśli nie pożegnaliśmy się, bo byłam przekonana, że jeszcze nie raz się zobaczymy.



zdjęcie: http://tinybuddha.com/blog/if-its-hard-to-say-goodbye-your-lifes-been-truly-blessed/


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

15 października

 popłynął czerwony ocean a może to wypłynęło moje pęknięte już na zawsze serce? * * * był tak boleśnie nieruchomy ten maleńki wielki człowiek na szarym ekranie monitora tak rozpaczliwie szukałam najdelikatniejszego muśnięcia palcem najsłabszego uderzenia mikroskopijnego serca która jeszcze niedawno biło tak radośnie i tak wielką pozostawił  pustkę w moim brzuchu sercu i życiu

Potrzebuję Cię... na chwilę

Dawno, dawno temu wpadł mi w ręce wywiad ze sławną aktorką... Nie pamiętam, kto to był, niestety. Powiedziała ona, że wierzy, iż różne osoby zsyłane są nam na pewne etapy naszego życia. Bardzo mnie to oburzyło. Niedawno uświadomiłam sobie, że ja właśnie tak żyję. I bardzo mi z tym dobrze.