Przejdź do głównej zawartości

Woda jest w Rzymie za darmo - Czego NIE ROBIĆ we Włoszech

Moja ukochana Italia nieustannie mnie zaskakuje. Najbardziej doceniam drobne niespodzianki dnia codziennego. Zaskakuje mnie  coraz to intensywniejszymi aromatami świeżo zaparzonej kawy (zaczynam mieć nos wyczulony jak pies policyjny), coraz to piękniejszymi konstelacjami bąbelków w prosecco, czy choćby coraz to mocniejszymi promieniami słońca. To szczegóły, które zamieniają szarą codzienność w poezję. Ale czasami ta włoska "poezja" zawiera rażące, stylistyczne błędy. 



Podkreślam na wstępie, że ta ocena stylistyczna opiera się wyłącznie na moich subiektywnych upodobaniach. Nie mam zamiaru ujmować hermetycznej kulturze Półwyspu Apenińskiego, ponieważ wszyscy doskonale wiemy, że właśnie przez te "dziwactwa" we Włoszech zakochany jest do szaleństwa cały świat :) 

Dawno temu w internetach

Włoskie espresso nie ma sobie równych - a przynajmniej tak głosi legenda ;) Przyzna mi rację każdy, kto lubi klasyczny smak kawy i komu ta mała, intensywna kropla dodaje wigoru. Wszystko byłoby świetnie, gdyby tylko Włosi nie zapominali o tym, że dla niektórych rozmiar ma znaczenie i że większość kobiet zamiast małej filiżanki wybrałaby wielki kubek ;) A małą czarną ubóstwiają, owszem, ale jako szlachetny strój na specjalne okazje, a do picia wolą dużą latte (wersja północnoeuropejska) lub frappe' (wersja śródziemnomorska), i to najlepiej w zestawie z koleżanką i plotkami :) We Włoszech kawa to zawsze espresso. Prośby o jakikolwiek inny rodzaj tego napoju spotykają się zawsze z pytającym spojrzeniem, czy aby na pewno jesteśmy świadomi swojego zamówienia. Potem - tak czy siak - dostajemy: albo espresso z malutkim dzbaneczkiem z gorącą wodą (czasem ciepłą) jako americano, albo cappuccino (zazwyczaj w zastępstwie caffè lattelatte macchiato i innych wariacji mlecznych kaw).

Wspomniałam o frappe'. Nasz rodzimy Słownik Języka Polskiego, zgodnie z ogólnie przyjętą definicją, twierdzi, że to napój z mrożonej kawy z mlekiem i lodem, ubijany w celu uzyskania pianki. Gdybyście jednak wpadli na szalony pomysł zamówienia frappe' we Włoszech, otrzymacie: nic (w barze, w którym nie ma lodów) albo... zmiksowane lody w kubku ze słomką (jeśli to kawiarnia oferująca także desery i lody). Kiedyś poprosiłam o dolanie mi do tej mikstury kawy, ale efekt nie był specjalnie pobudzający, bo espresso przegrało ilościowo w kubkiem przepysznych, rozbebłanych lodów. 

[tu pojawi się zdjęcie, jeśli uda mi się wyskoczyć do Grecji i upolować rasową frappe']

Kolejny drobiazg, o którym chciałam wspomnieć, jest bardzo istotny dla mnie. Dla mnie: wtopnionej w rozpędzoną Warszawę, wiecznie wspinającą się po ruchomych schodach w metrze ze stukilogramową torbą na ramieniu i mijającą ślimaczących się przechodniów na chodniku niczym Verstappen Nasra w Blanchimont*, albo pomykającą moim wiekowym samochodem, który pozwala mi dotrzeć tam, gdzie komunikacja miejska traci zasięg.

Kawa na wynos.

Cudowne, półlitrowe kubsony z latte na wynos w Paryżu (stąd imiona z kosmosu)


We Włoszech zamówienie kawy na wynos jest czymś gorszym, niż zwykłą pomyłką. We Włoszech kawa na wynos jest abstraktem, nie mającym żadnych atrybutów właściwych kawie na wynos, jaką widujemy w garści przemykających ludzi w warszawskich podziemiach, mijających się na warszawskich ulicach, studentów uczących się w warszawskich tramwajach czy kierowców, umilających sobie tą latte oczekiwanie w warszawskich korkach. 

Kawa na wynos spełniająca swoje zadanie :)
Zdjęcie ze strony https://kuchnia.wp.pl/

We Włoszech kawa na wynos jest kawą w małym, plastikowym kubku, który nie ilozuje ciepła, nie ma przykrywki (więc większość kawy "gubimy" po drodze) i jest niewiele większe od espresso

Oto kawa na wynos, wersja genovese :) 

Włosi nie rozumieją, że kawę można pić w biegu. Dla nich kawa jest dwuminutowym odpoczynkiem przy barze, na stojąco (co więcej, za stolik się dopłaca!), czasami połączonym z krótką pogawędką ze znajomymi (lub nieznajomymi, a co tam!). Włosi w ogóle nie rozumieją, że jakikolwiek posiłek czy napój można spożywać inaczej, niż na spokojnie, w barze, restauracji czy we własnym domu. I nie rozumieją, że nie we wszystkich krajach istnieje coś takiego, jak nielimitowana przerwa na obiad czy kawę.

Cappuccino w Rzymie... od serca!

Ale za traktowanie posiłków i odpoczynku jako świętego prawa każdego człowieka bardzo Włochów kocham :) Tyle, że z ilością i długością przerw bardzo grubo przesadzają ;)


Właśnie, skoro już jesteśmy przy obiedzie... Godziny posiłków. Sztywne i niezmienne. Jeśli nie zjadłeś obiadu na mieście między 12:00 a 14:30, to przepadło, umarł w butach. Nie zjesz do 19:00, bo wszystkie bary i restauracje są zamknięte. Bo przecież głód nie występuje w przyrodzie w innych godzinach, niż 12:00 - 14:30 i 19:00 - 21:00. Po prostu nie i koniec. 

10941741_776336619069743_1334760323_n.jpg
Nie pamiętam, gdzie znalazłam to wymowne zdjęcie :)

Dlatego we Włoszech doskonale sprawdza się przedwojenna zasada mojej Prababci: Kto chleb przy sobie nosi, ten się nikogo nie prosi. I tym sprytnym sposobem nie muszę się bać, że mój głód pojawi się nieprzepisowo (co ma w zwyczaju). 

I jeszcze małe wyjaśnienie w sprawie niemal książkowej zagadki caffè latte w Italii... Chyba każdemu turyście zdarzyło się dostać mleko, kiedy zamówił dużą kawę... nawet w McDonald's :) W Polsce nikomu nie przyszłoby do głowy, żeby dać klientowi zwykłe mleko w kubku, we Włoszech natomiast latte jest jednym z tradycyjnych zamienników kawy na śniadanie (na przykład dla dzieci) i zamówienie mleka w barze nie budzi najmniejszego zdziwienia. Żeby dostać kawę z mlekiem, trzeba wyraźnie podkreślić caffè przed latte. Samo latte nie wystarczy, jak w kawiarniach nad Wisłą.


Wracając raz jeszcze do zdjęcia na początku... Przede wszystkim: keep calm. Codziennie, aż do znudzenia powtarzam sobie, że muszę zachować spokój. Bo skoro już I love Italy, to bez keep calm będzie ciężko :)


Ponarzekałam na te zgrzyty pomiędzy poezją włoskiej codzienności a wymaganiami rozpędzonej Polki i od razu mi lepiej :) Dziękuję za uwagę :))) A za chwilę pójdę na najlepsze na świecie lody, albo na pobudzające espresso do zaprzyjaźnionego baristy (bo pracy przede mną jeszcze sporo i taki zastrzyk energii się przyda), albo posiedzieć na plaży, która znajduje się pięć minut od mojego domu (lokalsi twierdzą, że jest brzydka, ale dla mnie jest piękna, bo jest blisko i jest morze!), albo... zrobię sobie caffè latte w wielkiej filiżance i usiądę na tarasie z książką i będę wdychać włoskie, nadmorskie, radosne powietrze :) 

Podsumowując moje obserwacje zza wiecznie nieprzetartych okularów, we Włoszech:
1) NIE zamawiamy kawy na wynos, ale delektujemy się nią na miejscu, w kawiarni, rozmawiając z baristą albo nowo poznanymi ludźmi; 
2) NIE szukamy dobrej latte, ale rozkoszujemy się smakiem czarnego, małego, świeżego i pachnącego espresso (bieganie z kubkiem kawy z mlekiem zostawiając sobie na wizyty w Polsce);
3) NIE szukamy deserów lepszych od lodów (także w formie frappe') - lepszych deserów we Włoszech nie ma, a lepsze lody, niż włoskie - nie istnieją;
4) NIE wychodzimy z domu bez przekąski w kieszeni (jeśli miewamy nieregularne napady głodu, jak ja na przykład), albo najzwyczajniej w świecie gotujemy w domu (jeśli mamy taką możliwość);
5) NIE szukamy dziury w całym - jak autorka tego tekstu :))) - i korzystamy z każdej chwili w tym pięknym i gościnnym kraju! 💗




* dla niewtajemniczonych: na torze Formuły 1 w 2015 Verstappen pięknie wyprzedził Nasra na zewnętrznej; dzięki za info, Braciszku!! :)



Dlaczego Woda jest w Rzymie za darmo? Opis cyklu znajduje się tutaj, a wyjaśnienie nazwy tu.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

15 października

 popłynął czerwony ocean a może to wypłynęło moje pęknięte już na zawsze serce? * * * był tak boleśnie nieruchomy ten maleńki wielki człowiek na szarym ekranie monitora tak rozpaczliwie szukałam najdelikatniejszego muśnięcia palcem najsłabszego uderzenia mikroskopijnego serca która jeszcze niedawno biło tak radośnie i tak wielką pozostawił  pustkę w moim brzuchu sercu i życiu

Potrzebuję Cię... na chwilę

Dawno, dawno temu wpadł mi w ręce wywiad ze sławną aktorką... Nie pamiętam, kto to był, niestety. Powiedziała ona, że wierzy, iż różne osoby zsyłane są nam na pewne etapy naszego życia. Bardzo mnie to oburzyło. Niedawno uświadomiłam sobie, że ja właśnie tak żyję. I bardzo mi z tym dobrze.

Ciemna strona podróżowania

O pozytywach poznawania nowych miejsc mogłabym pisać bez końca.  Są jednak sytuacje, które ciążą bardziej, niż wielka walizka, kiedy jest się daleko od rodziny.